Jesteśmy ze "sztuką" (pokora nakazuje mi użyć tutaj cudzysłów) w toksycznym związku - schodzimy się i rozchodzimy, obrzucamy się mięsem, by zaraz wrócić do siebie w czułych uściskach.
To, co mnie nieustannie do niej przyciąga to nie nadzieja artystycznego spełnienia albo osiągnięcia mistrzostwa. Skłamałabym, gdybym napisała, że jestem zadowolona z tego, co wychodzi spod mojej ręki. Nie. Jestem najbardziej kąśliwym krytykiem własnej "twórczości", ale bez niej byłabym niema.
Sztuka zastępuje mi usta - pozwala wypowiedzieć, to co inaczej zalegałoby mi w płucach w postaci niewykrzyczanych emocji, lęków, natręctw, obsesji. Nie jestem typem mówcy - komunikuję się ze światem słowem pisanym, kolorem, kreską. Pewnie nigdy nie zdecydowałabym się na otwarcie szuflady, w której to wszystko upycham i spuszczenie z siebie odrobiny tego zatęchłego powietrza, gdyby nie książka, cytatem z której chcę się podzielić:
"Następnym
razem, kiedy będziesz malowała drzewa, nie myśl o drzewach. Myśl o
miłości, nienawiści, radości albo wściekłości, o czymś, co cię porusza,
od czego pocą ci się ręce (...) Skup się na tym uczuciu. Gdy ludzie nie
wyrażają siebie, umierają (...) Idą przez życie, nie wiedząc kim są i
czekają, aż coś załatwi sprawę." Laurie Halse Andersen "Mów!"
(Polski przekład: Barbara Cendrowska).
Nie chcę zapominać kim jestem. Chcę mówić w sposób, który jest mi najbliższy.
0 komentarze